Związek Literatów na Mazowszu Związek Literatów na Mazowszu
Związek Literatów na Mazowszu
Link do strony na Facebooku
Login:
Hasło:

forum literackie

Refleksje z ostatniego Pożegnania Prof. Juliuszowi Chrościckiemu

W KRAINIE POEZJI (recenzja)

Fryderyk wciąż żywy

Mazurki w Sannikach

Wacław Holewiński - penetrujący rewiry historii

Ukołysana

Ukoić

Jesiennieje

więcej..

Partnerzy ZLM

AES

Partnerzy Muzeum Szlachty Polskiej w Ciechanowie MDK Przasnysz Muzeum Historyczne w Przasnyszu Urząd Miasta Ciechanów Starostwo Powiatowe w Ciechanowie Samorząd Województwa Mazowieckiego


Ocena: 0

LUDZKI WYMIAR DRAMATU

         Zwykła sobota. No, może nie taka zwykła, bo wstałem wcześniej zobligowany koniecznością wykonania, właśnie dzisiaj, ech(!), prac remontowych w gabinecie Ewy – mojej osobistej żony. Wczoraj przyjechał pan Marek (człowiek od wszystkiego – kucia, lepienie i malowania), który chciał przed wieczorem wrócić do domu, a mieszka gdzieś hen, daleko, aż na Podlasiu. Import myśli technicznej spod wschodniej granicy? Nie mam zaufania do miejscowych, centralno-mazowieckich, potwornie drogich papraków, o czym się kilkakrotnie boleśnie przekonałem…

         Zamiast cochając się człapać rozkosznie po domu, wdychać aromat świeżo zaparzonej kawy i zaciągać się pierwszym papierosem, popatrując na przeciągające się leniwie psy sąsiadów, wypijam w pośpiechu neskę, zagryzam gorącą parówką wyrwaną z bulgoczącej kąpieli, kęsem bułki… Porządkujemy narzędzia, taszczymy kubły z farbami. Pokrzykujemy na Ewę kończącą dopiększanie się w łazience. Jesteśmy gotowi.

         Cholera, już dziewiąta! Odruchowo sięgam do przycisku radia… i cofam rękę. Nie, nie dzisiaj. Dzisiaj nie posłucham salonu politycznego w trójce. Może w samochodzie?

         Od paru lat, kiedy piszę felietony dla miejscowej gazety, nabrałem niezdrowego, wręcz obsesyjnego zwyczaju słuchania przekomarzających się polityków. Sobotnie i niedzielne audycje wywołują w nas skrajne emocje – od rozbawienia do irytacji. Nabraliśmy z Ewę zwyczaju dogryzania i głośnego komentowania wypowiedzi. Homo politicus – ot, świeże demokratyczne nawyczki uwolnionych niewolników.

         Ewa zmaga się z kierownicą przy wyjeździe. Brama zamyka się powoli. Jest dziewiąta pięć, może osiem…, włączam radio. Z głośniczka dobiega końcówka zdania, drżący głos posła Ryszarda Kalisza – …gdyby to się potwierdziło, to byłyby niewyobrażalne skutki dla państwa polskiego. Na szloch Beaty Michniewicz, tak zazwyczaj opanowanej, nakładają się silne dźwięki fortepianu. Ewa gwałtownie ścisza radio. W uszach brzmią jeszcze słowa – tragedia narodowa…

         - Boże, co się stało?

         Stoimy na wylocie drogi czekając na lukę w niekończącym się sznurze obojętnie mijających nas samochodów.

         -Ewa, czy dzisiaj Kaczyński miał lecieć do Katania?

         Spojrzała na mnie z przerażeniem – Nie, to chyba niemożliwe…

         - Myślę, że rozbił się samolot z prezydentem…

         Dalsza droga upłynęła w rytmie fortepianowego nokturnu i sprzecznych wiadomości. Nurzaliśmy się w niepewności i nadziei. Były dwa samoloty…, ocalały trzy osoby…

         Zadzwoniła koleżanka. Dzwoniła później wielokrotnie, bo tam gdzie pracowaliśmy nie było radia… Wydłużała się lista ofiar.

         Imiona i nazwiska przekształcały się w twarze, głosy, sylwetki. Znajomi nieznajomi. Papierowe twarze, migotliwy obraz, głos zmieniony mechanicznym pogłosem mikrofonu.

         I nagle usłyszałem: Janina Fetlińska i Tomasz Merta. I słowo ciałem się stało.

         Tomasza Mertę znałem osobiście. Spotkałem go kilkakrotnie na różnych imprezach związanych z ochroną zabytków. Oprowadzałem go po ciechanowskim zamku i dyskutowaliśmy na obradach wyjazdowej Komisji Konserwatorskiej w Ciechanowie, ale z panią senator Fetlińską…

         Z panią senator ostatni raz widziałem się na Wielkanocnym Spotkaniu Twórców w Kawiarni Artystycznej Centrum Kultury i Sztuki w Ciechanowie w Palmową Niedzielę. Siedzieliśmy przy jednym stoliku. Miała pogodną, spokojną twarz. Twarz, której już nigdy nie zapomnę.

         Tomasz Merta i Janina Fetlińska nie są pierwszoplanowymi osobami tragedii. Nie widzimy ich czarno-białych zdjęć. Przemijają tylko jako nazwiska w długiej liście ofiar. Ale ja będę pamiętał ich uśmiech i ciepły dotyk rąk. I to jest mój ludzki wymiar dramatu.

11. 04. 2010 

 

 

Marek Janusz Piotrowski

Związek Literatów na Mazowszu Projekt i wykonanie www.ekspansja.eu